Jak dawniej wyglądały polskie wesela?

Jak dawniej wyglądały polskie wesela

Jak dawniej wyglądały polskie wesela

W Polsce zawsze obowiązywało powiedzenie “Zastaw się, a postaw się”. Dotyczyło to zwłaszcza, a może szczególne, wesel. Do uroczystości przygotowywano się przez kilka miesięcy. Nawet rodziny, które nie należały do najbogatszych, zawsze chciały godnie wypaść podczas ślubu i wesela. Rodzina panny młodej była odpowiedzialna za przygotowanie całego przyjęcia ślubnego, natomiast rodzina pana młodego była odpowiedzialna za trunki i zgodzenie zespołu muzycznego. Bawiono się, jedzono i ucztowano nawet kilka dni. I to zarówno w pańskim dworze, chłopskiej chałupie czy mieszczańskiej kamienicy. Niektóre wesela były tak okazałe, że przechodziły do historii wsi czy miasteczka.

Z kościoła na salę weselną

Najważniejsza była oczywiście uroczystość w kościele, podczas której młodzi uroczyście wstępowali w związek małżeński. Zaraz jednak potem następował czas zabawy. Zanim jednak orszak dotarł na salę weselną, musiał pokonać kilka przeszkód. Były to tzw. bramy, których nie brakuje i podczas współczesnych wesel.  Bramy były plecione z gałęzi, słomy, a nawet kwiatów. Przez taką bramę nie można było przejechać bez opłat. Opłatę, w postaci alkoholu, drobnych datków lub słodyczy, uiszczali zazwyczaj drużbowie pana młodego. Najokazalsza brama była przygotowywana przed wjazdem do domu, w którym odbywało się wesele. Zazwyczaj był to dom rodzinny panny młodej. Tutaj też należało uiścić stosowną zapłatę. Na progu domu zawsze czekali rodzice z ozdobnym kołaczem posypanym solą. Po złożeniu życzeń młodzi obchodzili wszystkie pomieszczenia w domu, jednocześnie nie można było zapomnieć o pocałowaniu wszystkich rogów stołu. Dopiero wtedy zapraszano pozostałych biesiadników, którzy zaczynali ucztowanie. Oprócz zaproszonych gości na weselny poczęstunek liczyli nie zaproszeni sąsiedzi, włóczędzy, żebracy, dzieci. I często rzeczywiście byli obdarowywani przez parę młodą. A jak można było odróżnić gości od pozostałych gapiów? Otóż ci zaproszeni mieli przyczepiony do ubrań bukiecik kwiatów lub pęk kolorowych wstążek.

Co na stole?

Wesele było okazją, by wreszcie sobie pofolgować, jeśli chodzi o jedzenie. W dworach szlacheckich jadano wystawnie przez cały rok. W chłopskich chatach posiłki były ubogie, a na przednówku najbiedniejsi głodowali. Podczas wesela starano się jak najhojniej przyjąć gości. Pierwszym daniem był zazwyczaj rosół z domowym makaronem, za którym zaraz podawano pieczyste. Jeśli rodzina była naprawdę biedna, wystarczyć musiał żur, placki, kapusta… Z reguły nie żałowano jednak napitku. Ten najlepszy przyrządzano według sprawdzonych od wieków przepisów. Pierwsze toasty wznosiła starościna i rodzice młodych.

Jak się bawiono?

Na każdym weselu nieodzownym elementem była kapela. W końcu trzeba się było bawić przez całą noc. Tańce przeplatane były przyśpiewkami i żartobliwymi zabawami, czasami wywołującymi rumieniec na twarzy panny młodej. Zresztą młoda miała do wykonania niełatwe zadanie. Jej obowiązkiem było zatańczyć z każdym gościem obecnym na weselu. Ten zwyczaj nazywał się “biały wieniec”. Goście za przywilej tańca byli zobowiązani do składani hojnych datków na ręce starościny.

“Oj chmielu, oj niebożę…”

Stara pieśń “Oj chmielu…” rozpoczynała o północy obyczaj oczepin, inaczej zwany przebabinami. Młode dziewczęta zdejmowały pannie młodej wianek, często obcinano jej warkocz lub skracano włosy. Potem do działania przystępowały dojrzałe kobiety i zakładały dziewczynie czepiec, uszyty z białego płótna. Czepiec był pięknie haftowany. Obrzędowi oczywiście towarzyszyły przekomarzania i przyśpiewki, które miały rozweselić pannę młodą, by ułatwić jej to niełatwe przejście.

Przenosiny

Ostatnim aktem wesela były przenosiny do domu męża, nazywane też przewiezinami. Na specjalnie udekorowanym wozie składano posag młodej mężatki i przewożono do nowego domu. Tam witała ją świekra, a mąż przenosił przez próg. W niektórych regionach Polski żona była też przenoszona na skrzyni posagowej lub na krześle. Analizując dawne obyczaje, można dojść do wniosku, że tradycja nadal jest mocno osadzona w naszej rzeczywistości.